<<< poprzedni artykuł | następny artykuł >>> |
"Zrozumiałem, że kondycja w baseballu nie jest równoznaczna z kondycją w koszykówce."
"Nigdy nie widziałem go tak ciężko pracującego, jak tego lata."
"Uważam, że będę w stanie grać w tym samym stylu, w jakim grałem dotychczas."
"Powodem mojej
gry była zawsze miłość do koszykówki."
W tym dniu Michael starał się nie myśleć o przeszłości, miał na sobie doskonale dopasowany garnitur, a spod kołnierzyka koszuli wyłaniał się kolorowy, idealnie zawiązany krawat. Jego spokój przywodził na myśl oko cyklonu, zadające kłam panującemu dookoła szaleństwu. Tego wieczoru, w niecałą godzinę po zarówno błyskotliwym, jak i niespodziewanym powrocie z baseballu, porzuconego po porażce w play-offs (pierwszy raz od 1990 roku odczuł gorycz porażki), Jordan wydał się zaintrygowany nie tylko otrzymywanymi pytaniami, lecz także własnymi odpowiedziami. W przeciągu 24 godzin Jordan mógł powrócić na szlak, którym podążał 10 lat temu i który później porzucił, lecz najpierw musiał się do tego dobrze przygotować.
"Zacząłem krytykować samego siebie" - mówi o sobie teraz. "Była to dla mnie zupełna nowość, coś, czego dotychczas nie doświadczyłem w koszykówce. Zrozumiałem, że kondycja w baseballu nie jest równoznaczna z kondycją w koszykówce. Dotarł do mnie także fakt, że nieobecność na boisku przez 18 miesięcy oznacza dużą stratę. Pomimo tego, że osiągnąłem pewien sukces i byłem przekonany o swoich możliwościach i przydatności dla zespołu, wysuwałem krytyczne uwagi odnośnie mojej gry."
Przez blisko dwie godziny, w dawno opustoszałej hali Chicago United Center, kiedy Orlando Magic zwrócili na siebie uwagę w dalsze części rozgrywek play-offs '95, Michael Jordan usiadł przed gąszczem mikrofonów, minikamer i notatników. Nikt nie zapomniał o wielu wspaniałych wydarzeniach z przeszłości: 55-punktowym pogromie Knicks w Madison Square Garden, o pięknym wsadzie w ostatniej sekundzie meczu z Hawks w Atlancie, dającym upragnione zwycięstwo, czy o triumfie w pierwszej rundzie play-offs nad Charlotte różnicą 48 punktów. Niestety, zalążki "rdzy" sprzed wielu miesięcy zaczęły dawać o sobie znać w przeciągu kolejnych sezonów, a kiedy to już nastąpiło, Jordan, po raz pierwszy w swojej zawodowej karierze, poczuł lekki zażenowanie w stosunku do własnych umiejętności, odczucie znajome do tej pory tylko jego przeciwnikom. Chybione podania i niecelne rzuty można wytłumaczyć błędnym ustawieniem kolegów z drużyny, ale pojawiły się też inne elementy w jego grze, których już on sam nie potrafił ukryć. Chwilowe mankamenty w grze prowadziły czasami do poważnych konsekwencji, na przykład oddanie piłki w ostatniej minucie zespołowi Orlando, co doprowadziło do porażki Bulls. Bardziej kłopotliwe wydawały się nawet fizyczne zmiany, które wielu zauważyło, lecz starało się ignorować. Po raz pierwszy odkąd wziął do ręki piłkę, nie był już w stanie wznosić się i przelatywać ponad obrońcami z taką łatwości jak dotychczas. Będącemu trwogą na boiskach błyskawicznemu atakowi Jordana towarzyszył kończący akcję w koszu przeciwnika grzmot. Podkreślało to jego coraz bardziej widoczne braki wytrzymałościowe i szkoleniowe. Z meczu na mecz starał się temu zapobiec, lecz pogłębiało to tylko przepaść między jego możliwościami a postawionym sobie wyzwaniem. W końcu, paradoksalnie, jedną konsekwentną rzeczą wydawała się jego nie konsekwentność. "Odszedłem na 18 miesięcy i poczułem smak walki w zeszłym roku" - wspomina Jordan. "Tak naprawdę, to nie byłem fizycznie przygotowany do gry, źle wiedziałem, co muszę robić." Michael szukał odpowiedzi na pytania w tych samych miejscach. Od momentu wejścia na koszykarskie boiska Jordan przeszedł przez niezliczoną ilość prób i utrapień, które nieuchronnie pojawiły się podczas jego kariery. Grając jeszcze jako dzieciak w North Carolina, czy też później w spotkaniach ligowych, Michael potrafił zawsze znaleźć spokój poród chaosu współzawodnictwa. Wtedy właśnie, kiedy opuszczał United Center, w czerwcu '95, odjeżdżając mijał własną statuetkę przy głównej bramie, postanowił natychmiast odbudować dawną formę.
Architektek jego sylwetki został Tim Grover, od siedmiu lat osobisty trener Jordana. "Nigdy nie widziałem go tak ciężko pracującego, jak tego lata" - powiedział Grover. "Już następnego dnia, po wyeliminowaniu Bulls, Michael wziął się do pracy. Przeszedł chyba samego siebie, gdyż nigdy wcześniej nie widziałem, aby rozpoczynał tak wcześnie. Zwykle miałem przy sobie program jego treningów podczas przerw w rozgrywkach golfa, lecz nieoczekiwanie golf zszedł n a drugi plan i pozostał w cieniu koszykówki."
To samo dotyczyło wszystkich jego zajęć. Pomimo, iż plan na wakacje przewidywał pewną ilość komercyjnych występów, w tym dwa dni na pustyni oraz działalność charytatywną, pierwszy raz od lata poprzedzającego jego debiutancki sezon w '84, koszykówka liczyła się ponad wszystko.
W Kalifornii, gdzie na planie filmowym swojego pierwszego długometrażowego filmu "Space Jam" Jordan spędził większą część wakacji, wytwórnia Warner Brothers wybudowała specjalną się treningową, ochrzczoną mianem "Jordan Dome". W "balonie", jakiś czule nazwano, mieściło się pełno wymiarowego boisko do koszykówki, które Jordan ze swoimi przyjaciółmi z NBA niemalże starli do nagiej ziemi.
Przez tygodnie Michael ćwiczył zgodnie z wyczerpującym programem dnia, rozpoczynającym się wczesnym rankiem, a kończącym się późnym wieczorem. W okresie kręcenia zdjęć miały miejsce pokazowe, wieczorne spotkania z takimi gwiazdami, jak Patrich Ewing, Larry Johnson, Shaquille O'Neal, Dennis Rodman, Reggie Miller, Juwan Howard i Glen Rice, nie wspominając już o pozostałych.
"Typowy dla Michaela dzień rozpoczynał się trzydziesto lub czterdziestominutową rozgrzewką w basenie" - opowiada Grover. "Ćwiczył wtedy stretching, biegi i różne techniki koszykarskie, a nic z dalszego dystansu, aby tylko się rozgrzać. Potem pojawiał się na planie filmowym, a w czasie lunchu przez półtorej godziny przebywał na siłowni. Następnie wracał na plan od godziny 15 do 19, a od 19.30 do ok. 22 był w basenie, na boisku. Pewnego wieczoru było tam 22 czołowych zawodników NBA, formujących się w różne zespołu i grających między sobą." Do czasu rozpoczęcia obozu treningowego, mierzący 198 cm Jordan zredukował swoją wagę do 98 kg czystych mięsni i tylko 4% tłuszczu. Pod skórę powrócił ogień, który zawsze rozpalał się w trakcie starć z przeciwnikami. Powróciły także zdolności do dominowania na boisku. Trener Phil Jackson przypomniał sceptykom jak łatwo przychodzi Michaelowi przekroczenie granicy 30 pkt w jednym spotkaniu. Inni, włączając Bernie Bickerstaffa z Denver i Larry Browna z Indiana przewidując, że Jordan zabłyśnie tą samą formą.
"Bardzo długo się przygotowywał" - powiedział jego klubowy kolega Scottie Pippen. "Naprawdę ciężko się napracował, aby przygotować się do powrotu w pełnej formie. Myślę, że zobaczymy zupełnie innego zawodnika".
Nawet Jordan, który otrzymywał odpowiedzi na każde postawione pytanie podczas owych prywatnych, zawziętych, okazjonalnych spotkań z gwiazdami NBA, ma świadomość, jak daleko się posunął od tych czerwcowych wieczorowych sesji typu "pytanie - odpowiedź". W tym czasie Chicago rozpoczęło regularny sezon mając w swoim składzie Dennisa Rodmana i znów usłyszeliśmy znajome pytanie - czy Bulls są w stanie zdobyć kolejne mistrzostwo NBA? Czy Jordan, siedmiokrotny zdobywca tytułu dla najskuteczniejszego zawodnika ligi, doda do własnej kolekcji kolejny tytuł?
"Fizycznie czuję się silniejszy" - powiedział Jordan. "Myślę, że stać mnie na to samo, ale mam większą wiedzę o sobie samym i o grze. Czuję się lepiej, niż w zeszłym roku. Wtedy powróciłem nie będąc przekonanym, czy zgram się z zespołem i czy sprostam postawionym sobie zadaniom. Teraz jestem tego pewien. Mam nadzieję, że będę grał w ten sam sposób, co poprzednio. Mogę z łatwością zdobywać 30 pkt. Czy to wystarczy do zdobycia kolejnego tytułu? Nie wiem. Zależy to od tego, na co stać pozostałych zawodników w lidze. Zawsze starałem się być konsekwentny w swoje grze i mam wrażenie, że potrafię grać ponownie w ten sam sposób. Chcę wnieść swój wkład w zwycięstwo za każdym razem, kiedy wkraczam na boisko. Ludzie zwykle bazują na statystykach, kiedy podejmują decyzje i wyrabiają sobie opinię o zawodnikach. My natomiast mamy inny zespół i możemy mieć inne wymagania odnośnie mojej roli. Nie sadzę jednak, że moja praca będzie w znacznym stopniu różna od tej w przeszłości."
W rzeczywistości, wyniki mogą naprawdę być zbliżone do poprzednich. Zmiany przepisów, wprowadzone podczas absencji, powinny w znacznie większym stopniu zrekompensować ubytek zdolności Michaela spowodowane przerwą w grze. Kiedy trener Philadelphia 76ers, John Lucas dowiedział się o powrocie Jordana, zapowiedział mecze, w których zaliczać on będzie 50 pkt i dwadzieścia prób rzutów osobistych. Inni, włączając Clyde'a Drexlera, którzy także zyskali na nowych przepisach, nie widzą możliwości powstrzymania ataków Jordana.
Większe restrykcje w stosunku do "ręcznego krycia" spowodują, że siła i szybkość Michaela uczynić go rzeczywiście niemożliwym do zatrzymania. Wystarczy dodać tylko przybliżenie rzutu za trzy punkty, a wielu skojarzy to z idealnym zasięgiem rzutu Michaela. Można wspomnieć także o aktywnej grze Rodmana, czego brakowało Bulls od czasu odejścia przed sezonem 94/95 Horace'a Granta i już tworzy nam się obraz spotkań, w których poszczególni aktorzy z Chicago rzucają po 30 i 40 punktów. Jeśli to nie wystarczy, dodajmy, że obrońcy nie mogą już posługiwać się kolanami u otwartą dłonią w celu zepchnięcia napastników z ich pozycji. Czy poza Hakeemem Olajuwonem jest ktoś bardziej niebezpieczny w bloku od Jordana?
Zdobycie mistrzostwa NBA jest jedynym celem Phila Jacksona i marzeniem każdego mieszkańca Chicago. Mając z powrotem Jordana, Pippena i pozyskawszy Rodmana, Bulls mogą pochwalić się trójką najlepszych obrońców NBA i to grających na swoich ulubionych pozycjach. Poza tym, z Jordanem w pierwszej linii, Chicago ma również najbardziej wszechstronnego, jeśli nie najlepszego, szóstego zawodnika - Toniego Kukoca.
"Pod koniec zeszłego roku pozyskaliśmy wielu nowych zawodników i obecnie jesteśmy na etapie zgrywania się w grze" - powiedział Jordan. "Byliśmy w komfortowej pozycji myśląc o tytule NBA, ale ostatecznie nie dojrzeliśmy jeszcze jako drużyna. Przed zdobyciem pierwszego tytułu graliśmy razem przez parę lat. Musieliśmy eksperymentować i w konsekwencji coraz bardziej się doskonalić. Myślę jednak, że tym razem droga do sukcesu będzie o wiele krótsza".
Jordan niczego poza tym nie oczekuje. Mimo, że nie przewiduje zakończenia kariery po tym sezonie: "Nie uważam tego sezonu za mój ostatni". Ale czas płynie nieubłaganie. Jest to poza tym tylko jeden argument przemawiający za nieuchronnym końcem kariery starych gwiazd zespołu.
Rodman może zostać wolnym agentem po zakończeniu sezonu 95/96, a Pippen, który w przeszłości kłócił się z kierownictwem zespołu, będzie prawdopodobnie pierwszym wystawionym na sprzedaż zawodnikiem, jeśli klub zdecyduje się na odmłodzenie kadry. Pozostaje Jordan, który myśli jedynie o teraźniejszości i o niczym więcej.
"Powodem mojej gry była zawsze miłość do koszykówki" - powiedział. "To się nie zmieniło i dlatego jestem tutaj z powrotem. Nie brałem pod uwagę korzyści finansowych związanych z moim powrotem. To nigdy nie było powodem. Gram, ponieważ kocham koszykówkę i tak długo, jak to się nie zmieni będę grał. W tej chwili czuję się dobrze. Jestem w dobrej formie, chyba w najlepszej w swoim życiu. Zobaczymy więc, dokąd to nas zaprowadzi. Myślę, że czeka nas barwny sezon, więc obserwujcie nas dokładnie."
Dla Jordana nastał czas pracy.