 
  
   
    
        Jest przynajmniej jedna osoba, która uważa, że Michael Jordan nadal jest najlepszym graczem na świecie. To Michael Jordan. Po siedmiu latach od zakończenia kariery największy gwiazdor w historii koszykówki próbuje żyć bez uprawiania sportu, który dał mu wszystko.
Jest przynajmniej jedna osoba, która uważa, że Michael Jordan nadal jest najlepszym graczem na świecie. To Michael Jordan. Po siedmiu latach od zakończenia kariery największy gwiazdor w historii koszykówki próbuje żyć bez uprawiania sportu, który dał mu wszystko.
       Kiedy niedawno zapytano go gdzie widzi w historii miejsce Kobe'go Bryanta, Jordan odparł, że idący jego ścieżką koszykarz Los Angeles Lakers jest jednym z dziesięciu najlepszych... rzucających obrońców. Tylko tyle. Gdy rok temu Jordan wstępował do "Galerii Sław" zamienił swoje przemówienie w gorzką tyradę na temat przeciwników, z którymi kiedyś miał na pieńku. W sześciokrotnym mistrzu NBA nadal drzemie niepowtarzalny zwycięzca i nie wystarcza mu nawet poczucie, że jest niepodważalnie uważany nie tylko za najlepszego koszykarza w historii, ale kogoś kto w latach 90-tych uczynił z koszykówki drugi najchętniej oglądany sport na świecie. My, zwykli śmiertelnicy nie mamy tak naprawdę pojęcia jak mocno zakodowane jest w Jordanie poczucie ciągłego udowadniania, że jest się nr 1. 
Dziś można spotkać go siedzącego w rozpiętej marynarce na końcu ławki Charlotte Bobcats. Jordan od wiosny jest właścicielem jednej z najnudniejszych drużyn w koszykówce. Zmagający się z własną nieporadnością koszykarze wysłuchują z pierwszego rzędu wielu cierpkich słów na temat swojej gry. Tych akurat więcej leci z ust Jordana w stronę arbitrów, którzy z kolei szanują go do tego stopnia, że żaden z nich nie odważy się nawet użyć gwizdka i ukarać go przewinieniem technicznym. W rodzinnej Północnej Karolinie, w niewielkim Charlotte Jordan planuje zbudować zespół, który w przyszłości będzie walczył o mistrzostwo NBA. Mało kto bierze jednak te plany na poważnie. 
Czasem towarzyszy mu jego najnowsza zdobycz, kubańska modelka Yvette Prieto. Przed nią zaliczył kilka przelotnych znajomości z dwa razy młodszymi od niego atrakcyjnymi kobietami. Wszystko po tym jak w 2006 roku stracił 168 mln dolarów przy rozwodzie z Juanitą Jordan, która trwała u jego boku przez siedemnaście lat czasów największej chwały 
Charles Barkley, ex-gwiazdor, który na każdym kroku podkreśla, że Jordan jest dla niego jak brat - naśmiewa się w talk-showach z jego wąsów na podobiznę Adolfa Hitlera. Sam Jordan przyznaje natomiast, że wzoruje się na Charlie'm Chaplinie i po latach nadal bierze siebie śmiertelnie poważnie. Biznes i kariera menedżerska Jordana przynoszą mu ok. 40 mln dolarów rocznie na czysto, ale tylko tyle może zrobić, żeby jego zespół wygrywał mecze. Bez zwycięstw pozostaje tylko jednym z dwudziestu właścicieli drużyn NBA, którzy mają problemy z zapełnieniem hali widzami. 
Kariera Jordana przeszła z koszykarskich parkietów w miejsca, w których 47-letnia legenda przywdziewa maski menedżera, właściciela restauracji, drobnego przedsiębiorcy, globalnego biznesmena, filantropa czy golfisty. Jego pasja, która kiedyś pozwalała mu ośmieszać rywali na parkiecie dziś skoncentrowana jest na odnoszeniu sukcesów w biznesie i wyznaczania sobie nowego horyzontu możliwości. 
Mimo tych wszystkich lat poza boiskiem Jordan nadal we wszystkim chce być numerem jeden i każde wyzwanie, nawet te gdy towarzysko gra w golfa zamienia w najbardziej zajadłą rywalizację. W przeciwieństwie do Muhammada Aliego Jordan nigdy nie nazwał się najlepszym w historii swojej dyscypliny sportu. Od zawsze uosabiał cechy silnego charakteru, niebywałej determinacji i nieustępliwości. Te przymioty wywarły ogromny wpływ na przyszłość całego pokolenia fanów, które do dziś widzi w nim nadczłowieka.
Mimo swojego cichego usposobienia Jordan posiada ogromny dar w postaci wewnętrznej siły, która nigdy nie pozwoliła mu przegrać. Od czasów Jordana NBA już nigdy nie widziała kogoś kto potrafił wychodzić obronną ręką w zasadzie z każdej opresji. Choć przez pierwsze lata kariery grał w słabym zespole, to we wspomnieniach o Jordanie trudno doszukiwać się spektakularnej porażki. Sześciokrotnie zagrał w Finałach NBA i sześć razy wygrywał, za każdym razem będąc najlepszym graczem na parkiecie. 
Za sukcesem Jordana stała też wyjątkowa umiejętność do znajdowania się w stanie koncentracji, w którym potrafił seriami zdobywać punkty i bez mrugnięcia okiem trafiać najbardziej nieprawdopodobne rzuty w najcięższych sytuacjach. W 1986 roku po tym jak rzucił 63 punkty w Bostonie, Larry Bird powiedział słynne słowa, "To bóg przybrał dziś postać Michaela Jordana". 
W 2010 roku nadal widać go w telewizji. Choć pozycja właściciela drużyny pozwala mu skutecznie unikać nagabywania przez dziennikarzy o opinie na temat LeBrona Jamesa czy Kobe'go Bryanta, Jordan pojawia się z aktorem Charlie'm Sheenem w serii reklamówek firmy Hanes. Widzimy więc Jordana w samolocie reklamującego podkoszulki, albo na stacji benzynowej, gdy chce sprzedać nam bokserki. Jordan dwudziestego pierwszego wieku uczestniczy w turniejach golfa dla celebrytów i pojawia się w talk-show, aby rozmawiać o tym jak często potrzebuje manicure. 
Po siedmiu latach od zakończenia kariery i dwunastu od czasu zdobycia ostatniego mistrzostwa z Chicago Bulls, Jordan szuka ścieżki, która znów doprowadzi go na sam szczyt. Pierwsze pół roku w roli właściciela Bobcats przyniosło 20-procentowy wzrost w ilości sprzedanych karnetów całosezonowych. I to mimo tego, że drużynę latem opuściło dwóch graczy pierwszej piątki, a w ich miejsce nie sprowadzono nikogo. Gdy dziennikarze pytają go czy i kiedy zechce zacząć wydawać więcej pieniędzy na zawodników, Jordan stawia zdrowe finanse klubu i decyzje z nimi związane ponad wzmocnienie drużyny za wszelką cenę. Jego bliscy mówią, że póki co woli cierpliwie poczekać na swoją szansę, ale z drugiej strony kwestionują to ile czasu uda mu się jeszcze wytrzymać. 
W nocy z soboty na niedzielę Charlotte Bobcats zdobyli tylko 62 punkty w trzydziestopunktowej porażce na własnym parkiecie z Boston Celtics. Żaden zespół w tym sezonie nie rzucił w jednym meczu tak mało. Jordan opuścił swoje miejsce przy linii bocznej jeszcze na pięć minut przed zakończeniem meczu. Gdyby tylko mógł, wyszedłby na parkiet i pokazał swoim graczom jak "to" się robi. Może być ikoną dla milionów ludzi, ale może nie być takich zwycięstw, które zaspokoją jego pragnienie wygrywania. 
Autor: Maciej Kwiatkowski
Copyright: http://sport.wp.pl/kat,1809,title,Michael-Jordan-nadal-jeszcze-nie-wygral,wid,12939642,nba_wiadomosc.html