Jesteś
osobą która odwiedziła moją stronę od 27.XII.2001
Koszykarze Chicago Bulls przegrali starcie z Celtami, których do zwycięstwa poprowadził Paul Pierce. Skrzydłowy gospodarzy zdobył 22 punkty i zebrał 7 piłek. Jak zawsze wspierali go jego koledzy: Kevin Garnett (12 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst) oraz Ray Allen (18 punktów). Dla Chicago dobrze zagrali Ben Gordon (19 punktów) i Aaron Gray - 14 "oczek". Ben Wallace nie brał udziału w spotkaniu.
Byki zagrały bardzo słabo w ataku. Celtowie pozwolili im na zdobycie zaledwie 82 punktów na fatalnej 35.5% skuteczności. Goście nie zdołali wygrać ani jednej kwarty. Koszykarze z Bostonu stopniowo powiększali swoją przewagę. Grali zarówno dobrze w ataku jak i w obronie.
Bulls przegrali walkę na tablicy oraz mieli mniej asyst. To pierwsze można usprawiedliwić brakiem Ben'a Wallace - podstawowego centra Bulls.
W drużynie gospodarzy aż sześciu zawodników miało 10 i więcej punktów. Tymczasem w Chicago barierę tą przekroczyli tylko Gordon, Duhon i Gray.
Przykrym faktem jest to, iż w spotkaniu Bulls ani razu nie prowadzili. Cały czas Celtics kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku nie pozwalając zbliżyć się Bykom do choćby nawet remisu.
Oprócz tego Bulls popełnili aż 21 strat. Co prawda Celtics mieli o jedną stratę więcej, ale to oni wygrali spotkanie i mają bilans 21-3. Tymczasem Bulls: 9-15.
Następny mecz Bulls zagrają już dzisiaj z Houston Rockets, którzy prawdopodobnie wystąpią bez T-Mac'a. Jest więc okazja do poprawienia bilansu, który jak narazie nie zachwyca.