Dziś chciałem zaprezentować najnowszy wywiad przeprowadzony przez redaktorów portalu Insidehoops.com z Scottem Skilesem - trenerem Chicago Bulls.

Insidehoops.com: Jak bardzo brakuje wam wzrostu i siły, które jeszcze rok temu dawał wam Eddy Curry? No i czy spodziewał się Pan, że będzie wam szło tak ciężko bez niego?

Scott Skiles: Powiedziałbym, że drużyna w której on gra obecnie przeżywa dużo cięższe chwile od nas. To czego nam najbardziej brakuje od momentu jego odejścia, to umiejętność zdobywania łatwych punktów w podkoszowym ścisku, głównie wsadami. Niestety nie mamy w drużynie nikogo choćby porównywalnego do niego jeśli chodzi o te kwestie. Nasi niscy gracze nie mają już do kogo odgrywać na alley-oopy. To prawda, są w stanie sami kończyć akcję prostymi wjazdami czy nawet wsadami, jednak tylko właściwy Ed’owi powerdunk (dynamiczny wsad, włożenie piłki do kosza z góry z ogromną siłą) potrafił odebrać ochotę do gry przeciwnikom i nieco ich podłamać. Tego właśnie brakuje nam najbardziej.

Insidehoops.com: Czy jest Pan zdziwiony faktem, że jego talent nie rozwija się dalej w Nowym Jorku?

Scott Skiles: Nie, nie jestem zdziwiony.

Insidehoop.com: Dlaczego?

Scott Skiles: Po prostu nie jestem.

Insidehoops.com: Czy myślał Pan o tym, że być może Chicago będzie miało do wykorzystania pierwszy numer w drafcie kiedy sprzedawaliście Curry’ego?

Scott Skiles: Szczerze powiedziawszy to nawet teraz o tym nie myślę. To nie jest sprawa o której myśli się przed sezonem (wtedy dochodziło do wymiany). Być może zacznę się nad tym poważniej zastanawiać w maju, czerwcu kiedy nastąpi losowanie wyborów w drafcie. Wtedy będziemy wiedzieli już dokładnie, który wybór nam przysługuje...

Insidehoops.com: Jaka jest główna różnica między obecnymi, grającymi „w kratkę” Bulls, a tymi z drugiej połowy ubiegłego sezonu, którzy wygrywali praktycznie wszystko?

Scott Skiles: Różnic jest kilka. Przede wszystkim mamy duży problem z wygrywaniem wyrównanych spotkań, tych w których niejednokrotnie decyduje ostatnia minuta gry. Rok temu takiego problemu nie było. Cóż, myślę, że po okresie wakacyjnym nie zaczęliśmy nowego sezonu z tym samym „głodem zwycięstw” co kończyliśmy sezon poprzedni. Nastąpiło również kilka zmian w składzie i to na pewno też ma jakiś wpływ. Koszykarze Bulls naprawdę w każdym meczu dają z siebie wszystko, grają z zaangażowaniem. Rozgrywamy jednak mnóstwo meczy „na styku”, a w końcówkach często brakuje nam szczęścia. Powiedziałbym, że co najmniej 12-15 meczy, które przegraliśmy mogliśmy spokojnie rozstrzygnąć na naszą korzyść. To zdecydowanie poprawiłoby nasz bilans.

Insidehoops.com: Faktycznie, przypominam sobie nie tak dawny mecz przeciwko Cavs, kiedy to Flip Murray pogrążył was w końcówce. Trochę było tych porażek w podobnych sytuacjach...

Scott Skiles: Nie da się ukryć tych porażek. Mam wrażenie, że często nie umiemy się skupić w kluczowych momentach gry. Rok temu mieliśmy dwóch weteranów, których pomoc była nieoceniona właśnie w takich chwilach. Byli to Antonio Davis oraz Adrian Griffin. Ich nieobecność tworzy, może nie dramatyczną różnicę, z całą pewnością jednak trochę ich brakuje. Ich doświadczenie sprawiało, że nawet jeśli nie grali, nie byli w końcówkach na parkiecie to i tak pozytywnie wpływali na zespół. W tym roku drużyna jest młodsza i błędów uniknąć się nie da, wszyscy się na nich uczymy. Rozwijamy się krok po kroku, no i nie przestaję lubić młodych Byków. Poszedłbym z nimi na każdą boiskową wojnę...

Tłumaczenie: Dawid Biały
Źródło: o-nba.pl