Dużo się o tym mówiło, ale bardzo długo wydawało się, że to tylko plotki i podsycanie zainteresowania. Tymczasem pogłoski zamieniły się dziś w nocy w fakty - Ben Wallace, symbol Detroit Pistons odchodzi do Chicago Bulls.

Dnia 4 lipca nad ranem polskiego czasu Ben przekazał Pistons wiadomość o tym, że zaakceptował propozycję Bulls. O wyborze zadecydowały względy finansowe, bo w Detroit zaproponowali mu czteroletni kontrakt za 48 milionów dolarów i to była ostatnia oferta "Tłoków", której nie zamierzali już podbijać. Według różnych źródeł, Ben był bardzo rozczarowany propozycją Pistons i poczuł się niedoceniony.

Swoją szansę zwietrzyli Bulls, którzy zaczęli negocjacje z Benem na poziomie 52 milionów, czyli nieznacznie wyżej od Pistons, ale ostatecznie stanęło na 60 milionach. To odważna decyzja, bo Chicago wiąże sobie mocno ręce pod względem finansowym. Już w pierwszym sezonie Ben zarobi aż 14 milionów dolarów, a potem czekają go podwyżki. Biorąc pod uwagę, że "Byki" miały tego lata do wydania nieco ponad 16 milionów, na ewentualne kolejne wzmocnienia zostają już tylko marne grosze.

Chicago posunęło się zatem daleko, żeby zdobyć Wallace'a, tym bardziej, że Ben ma już 31 lat, ale to może być posunięcie na miarę dołączenia do zespołów walczących o mistrzostwo.

Kontrakt będzie mógł zostać oficjalnie podpisany 12 lipca, kiedy NBA ustali wysokość salary cap na przyszły sezon.

- Doceniam wszystko, co Pistons dla mnie zrobili - mówił Wallace na godziny przed podjęciem decyzji, uspakajając nieco kibiców Detroit, jak się okazało przedwcześnie. - Pozwolili mi wypracować sobie nazwisko w tej lidze i zdobyć wspólnie mistrzostwo.

Pistons nagle stanęli w obliczu sporego problemu, bo ich siła podkoszowa drastycznie zmalała. Ich zainteresowanie zwróciło się w stronę wolnych zawodników - Nazra Mohammeda i Joela Przybilli. Mówi się też o możliwym transferze z Chicago z udziałem Tysona Chandlera.

Zrodlo: e-basket.pl