<<< poprzedni artykuł | następny artykuł >>> |
19 marca 1995. Pierwszy mecz Jordana po pierwszym powrocie do koszykówki. W Indianapolis Byki przegrały po dogrywce z Pacers.Jordan ponad Reggie Millerem i Markiem Jacksonem. |
---|
21.03.1995. Po rezygnacji z gry w NBA w 1993 roku Michael Jordan zajął się grą w baseball. W marcu 1995 roku zdecydował się jednak powrócić do gry w barwach Chicago Bulls.
Przed kilku laty, gdy koszykarska drużyna chicagowskich Byków była u szczytów powodzenia, w amerykańskich mediach pojawiło się nieco żartobliwe stwierdzenie. Głosiło, że dla obywateli Stanów Zjednoczonych istnieją trzy prawdy absolutne. Pierwszą jest śmierć, drugą podatki, a trzecią Michael Jordan. Teraz - po pierwszym od 21 miesięcy meczu NBA z udziałem zawodnika powszechnie uznawanego za koszykarza wszech czasów - jeszcze jedno można stwierdzić na pewno. Że całkowicie zmieniły się typy na mistrza NBA w sezonie
1995. - Z nim Chicago Bulls są w stanie zdobyć kolejne mistrzostwo - stwierdził Larry Brown, coach drużyny Indiana Pacers, przeciw której przyszło Jordanowi po raz drugi debiutować w zawodowej lidze koszykówki. W kontekście niezbyt imponujących dokonań Jordana, który w niedzielę w Indianapolis zdobył 19 punktów i pomylił się 21 razy na 28 prób rzutów, słowa te brzmią mocno zaskakująco. Ale przecież wygłosił je człowiek, który od ponad 22 lat jest wybitnym koszykarskim trenerem.
Najlepszy w latach 1987-93 strzelec NBA ocenił swój występ krytycznie. - Mój come back nie był imponujący. Powrót do dawnej formy zajmie mi trochę czasu - mówił na pomeczowej konferencji. Przyznał też, że drugi okres jego gry w NBA to jak nowa era. - Wiem jak wielkie są oczekiwania wobec mnie - oświadczył - wiem, że obecnie wielu zadaje sobie pytanie: czy jestem w stanie dokonywać na koszykarskim boisku tego samego, co jeszcze przed dwoma laty.
Częściowe odpowiedzi na to pytanie dali inni uczestnicy spotkania w hali Market Square Arena w Indianapolis. - Wszyscy mogli zobaczyć, że jego rzuty nie były tak celne jak zwykle - przyznał coach Bulls Phil Jackson - ale nadał naszej grze tak potrzebnego impetu. Ciągle też nikt jak on nie rozumie istoty basketballu. Partner Jordana z pierwszej piątki Byków B.J. Armstrong wyznał: - Ma dawną szybkość i zdolności gry w obronie. Reszta jest jedynie kwestią czasu. Lider Pacers Reggie Miller też nie żałował mu komplementów. - Nic nie zatracił ze swych wielkich zdolności - mówił - jakież to będzie ekscytujące, gdy odzyska rytm gry - dodał jeden z kilku gwiazdorów NBA, którego szefowie ligi bez powodzenia próbowali wykreować na następcę Jordana.
Przy okazji Michael wyjaśnił też dwie kwestie. Pierwszą, dlaczego numer 23 na koszulce zmienił na 45: - Bo patrzenie na mnie z moim starym numerem było jednym z ostatnich doznań mojego nieżyjącego ojca. Drugą, dlaczego zdecydował się na powrót: - Bo kocham tę grę. Brzmiało to dokładnie tak, jak jedno z głównych haseł reklamowych NBA.
To, że pozostał najbardziej uwielbianym koszykarzem, udowodnili też fani, obecni w hali zespołu z Indianapolis (wielu z nich zdecydowało się przecież na wydanie na bilety wstępu nawet 15-krotnie więcej niż zwykle). Czterech pierwszych zawodników drużyny z Chicago, przedstawianych przez spikera, przywitały pomruki niezadowolenia. Ale po słowach "z numerem 45 obrońca Michael Jordan" wybuchła owacja. Długa i głośna.
W tym samym czasie w chicagowskich stacjach telewizyjnych i radiowych telefony dzwoniły o wiele częściej niż zwykle. Ktoś dzwonił, by stwierdzić: - Te dwa jego słowa "Ja wracam" to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii sportu. Inny telefonował, by zadeklarować: - Bez Michaela koszykówka nie była tym samym. Natępny, by zwierzyć się: - Tak bardzo czekałem na ten dzień.
Natomiast największy chicagowskich dziennik "Chicago Tribune" cytował tych, którzy decydowali się na dłuższe opowieści. - Gdy odszedł, mój brat popadł w depresję. Musiałam go wysłać do psychiatry - opowiadała jakaś kobieta. Kolejna oświadczyła: - Od poniedziałku w moim sklepie będzie można kupić koszulki z napisami "On wrócił". Ten towar będzie się pewnie sprzedawał tak dobrze, że pozwolę sobie na rozbudowę mojego sklepu.
Najbardziej niezwykła sytuacja miała jednak miejsce w szatni koszykarzy Charlotte Hornets, po wygraniu przez nich niedzielnego meczu z Utah Jazz.
Gracze Szerszeni zamiast jak zwykle udać się pod prysznic, gremialnie zasiedli przed wielkim ekranem, by obejrzeć telewizyjną relację z meczu w Indianapolis. - Nikt nie przepuści takiej okazji, jak zobaczenie powrotu Michaela na własne oczy - wyjaśniał sławny środkowy drużyny z Charlotte Alonzo Mourning - to można porównać tylko do wielkiego come backu Muhammada Ali.
Powrót Jordana nie był jednak zwycięski, jak pierwsza walka sławnego boksera, walczącego o odzyskanie tytułu mistrza wszechwag. Ale można go uznać za ogromny sukces całej National Basketball Association.
Na szczęście dla koszykówki liga baseballowa, w której szukał nowych wyzwań Jordan, popadła w niekończący się strajk. To ostatecznie skłoniło go do powrotu. Ku nie skrywanej radości sterników NBA i milionów jej zwolenników. I ma rację komentator "Chicago Tribune" Sam Smith, który napisał: - Wielu z nas, sympatyków NBA, czuje się teraz tak, jakby do życia został przywrócony najbliższy przyjaciel. A jako fani Jordana możemy tylko wyrazić współczucie jego przeciwnikom.