Kiedy siedem lat temu Marek
Koźmiński doznał kontuzji, jego życie nagle zrobiło się puste. Wtedy właśnie
zaczął się bać, żenawet jeśli wróci do sportu i wielkich pieniędzy, to koniec
kariery może przyjść w każdej chwili. Postanowił więc zadbać o swoją
przyszłość. Dziś 32-letni piłkarz, były reprezentant Polski, jest jednym z
najbardziej dynamicznych młodych biznesmenów w Polsce.
Minęły już czasy, kiedy sławny piłkarz lub bokser resztę życia po zakończeniu
kariery zawodowej spędzał przed telewizorem lub w barze, wspominając przy
kieliszku złote lata. Dzisiejsi czempioni wiedzą, że wyćwiczona dzięki
sportowej walce umiejętność dawania sobie rady w ostrej konkurencji jest
wielkim darem, który - odpowiednio wykorzystany - może zapewnić im dostatnią
przyszłość. Dlatego zarówno wielkie gwiazdy, jak Mariusz Czerkawski, Dariusz
Michalczewski, Marek Koźmiński, jak i ci mniej znani, Tomasz Radziwon, Jacek
Chańko, nie czekają do ostatniego gwizdka czy uderzenia w gong. Już dziś
śmiało wkraczają w świat biznesu. Inwestują w nieruchomości, tworzą centra
handlowe, puby, a nawet... zakłady kominiarskie. Wiedzą, że kariera sportowa
zajmuje tylko połowę życia. Dbają zawczasu o tę drugą połowę.
- Kariera boksera to chodzenie po cienkiej linie. Pewnego dnia można dostać
cios, definitywnie kończący całą zabawę. A ja nie wyobrażam sobie sytuacji, w
której wstaję
rano i nie mam nic do roboty. Nie chcę być ilustracją przysłowia "mądry Polak
po szkodzie" - mówi Michalczewski.
Na boksie dorobił się fortuny, która pozwoliłaby mu przeżyć dostatnio wiele
lat. Ale woli pomnażać majątek, niż go zjadać. Od paru lat kupuje domy i
mieszkania. Większość z nich ma w Niemczech, w samym Berlinie jest
właścicielem 25 mieszkań. W Polsce Michalczewski inwestuje głównie na
Wybrzeżu, skąd pochodzi. Jest m.in. członkiem zarządu spółki budującej obiekty
handlowe Manhattan Center w Gdańsku, które ma stanąć już w przyszłym roku.
Michalczewski jest też właścicielem trzech Tiger Pubów - w Gdańsku, Szczecinie
i Warszawie.
- Cały czas wiem jednak, że najważniejszy kapitał, jaki mam, to ja sam. Choć
moja kariera powoli zbliża się do końca, mój wizerunek, mam nadzieję, jeszcze
przez dłuższy czas będzie miał wartość - mówi bokser, który właśnie kończy
negocjacje z TVN, gdzie będzie prowadził swój własny show.
Michalczewski nie jest jedynym sportowcem inwestującym z powodzeniem w
nieruchomości. Prawdziwym potentatem na tym rynku w Polsce jest Marek
Koźmiński, 45-krotny reprezentant Polski w piłce nożnej, dziś również
współwłaściciel Górnika Zabrze.
Koźmiński jako jeden z pierwszych zrozumiał, że sława i pieniądze związane ze
sportem to rzecz ulotna. W 1996 r. jako piłkarz włoskiego Udinese doznał
ciężkiej kontuzji - zerwania ścięgien stopy. Mimo operacji, długotrwałej
rehabilitacji i konsultacji z lekarzami w całej Europie uraz wciąż się
odnawiał. Minęło półtora roku, nim Marek Koźmiński wrócił na boisko.
- Po kontuzji miałem dużo czasu na przemyślenia. Wiedziałem, że całe moje
dotychczasowe życie wisi na włosku. Nie miałem żadnej gwarancji, że założę
jeszcze piłkarskie buty. Postanowiłem o siebie walczyć - wspomina Koźmiński.
Pierwszy pomysł: import sprzętu sportowego. Drugi: import sztućców. Oba
okazały się niewypałem. Nadawały się dla kogoś, kto lubi ryzykować na naszym
niestabilnym rynku. A Koźmiński zawsze uchodził raczej za człowieka
unikającego ryzyka.
- Namawiano mnie na kupowanie akcji i obligacji, ale ja wolałem coś bardziej
konkretnego niż kawałek papieru. Zdecydowałem się na kupowanie domów - mówi
Koźmiński. Dziś jest właścicielem 10 kamienic w rodzinnym Krakowie i hali
targowej w tym mieście.
Kilkanaście dni temu Koźmiński zrobił coś, co każe wątpić, czy zawsze kieruje
się zdrowym rozsądkiem w interesach. Kupił 52 proc. akcji Górnika Zabrze,
klubu legendy, 14-krotnego mistrza Polski, który dziś znajduje się w fatalnej
sytuacji finansowej. Koźmiński twierdzi, że wielkie doświadczenie zdobyte we
włoskich klubach pozwoli mu zrobić z Górnika sprawnie zarządzaną firmę i
zarobić na tym krocie. Będzie jednak ostrożnie "pompować" klub swoimi
pieniędzmi. Na razie górny limit rocznych wydatków, jaki sobie założył, to
milion złotych.
- Wielu biznesmenów inwestujących w piłkę poległo, bo myślało, że to jest
interes taki jak wszystkie. Tymczasem futbol jest nieprzewidywalny. Wierzę
jednak, że znajomość od podszewki tego środowiska pozwoli mi uniknąć
niespodzianek i pomoże Górnikowi wrócić do świetności - mówi z przekonaniem
Marek Koźmiński. Już dziś nawiązał kontakty z działaczami Brescii, Ancony,
Udinese, a nawet Interu Mediolan. Być może już niedługo na boisko w Zabrzu
wybiegną wypożyczeni stamtąd piłkarze.
Górnik - jak planuje Koźmiński - ma być też kuźnią talentów sprzedawanych
potem z zyskiem do silniejszych klubów. - Za kilka tygodni wyruszę w podróż do
Brazylii i Jugosławii. Będę szukał tam utalentowanych piłkarzy. Mam zamiar na
tym zarobić - mówi bez ogródek
Marek Kęskrawiec (mkeskrawiec@newsweek.pl) Współpraca: Wojciech Lubiński,
Mariusz Kotowski, Piotr Wołosik
Artykuł ukazał
się w tygodniku Newsweek Polska, w numerze 34/03
na stronie 22
copyright:
newsweek.pl