Drogi Michaelu!
Twoi Washington Wizards nie
awansują do play-offów. Choć Ty udowodniłeś wszystkim niedowiarkom, że nadal
jesteś wielki.
Będą ci wypominać, że nie było Ci to potrzebne do szczęścia. Że trzeba było
poprzestać na happy endzie z 1998 r. Na ostatnich akcjach pamiętnego finału z
Utah - dynamiczne wejście pod kosz zakończone celnym rzutem, potem przechwyt i
wreszcie rzut z dystansu nad bezradnym Bryonem Russellem. Wielki koniec
wielkiej kariery wielkiego koszykarza -
film.
A teraz? Mecze o pietruszkę na zakończenie sezonu. Może nawet skończysz ten
ostatni mecz z Philadelphią celnym rzutem, ale co z tego? Już nie jesteś
cudotwórcą. Już nie potrafisz w pojedynkę wygrywać.
Tak gadają? Mogą Cię pocałować w nos. To Twoja sprawa i Twoja legenda. Zresztą
tych akcji z Utah nikt Ci nie odbierze. Tysięcy innych też.
Rekordowy mecz z Bostonem, po którym Larry Bird nazwał Cię Bogiem.
Wygrane z Dominique'em Wilkinsem konkursy wsadów podczas Meczów Gwiazd
(odbijałeś się z linii rzutów wolnych!).
Niesamowity rzut w ostatniej sekundzie decydującego meczu play off z Cleveland
(ochrzczony mianem "The Shot").
Wejście pod kosz z przełożeniem piłki z ręki do ręki w finałach z Lakers (jak
krzyczał komentator: "A spectacular move by Michael Jordan").
Dobicie slam dunkiem niecelnego rzutu wolnego Scottie Pippena.
Seria trójek w finałach z Portland i ta Twoja mina niewiniątka rozkładającego
ręce.
Niezapomniane pojedynki z Charlesem Barkleyem podczas finałów z Suns -
najlepszych, jakie widzieliśmy w życiu.
Mecze w Madison Square Garden, zwłaszcza ten zaraz po pierwszym come backu,
kiedy rzuciłeś 55 punktów, a w ostatniej sekundzie podałeś do Billa
Wenningtona. I jeszcze ten w 1998 r., gdy zagrałeś w starych trampkach.
Rzut wolny, który trafiłeś z zamkniętymi oczami.
Heroizm w meczu z Utah, kiedy grałeś odwodniony, i obrazek Pippena znoszącego
Cię - skrajnie wyczerpanego - z boiska.
Podanie do Steve'a Kerra, które sam wymyśliłeś i które przyniosło Wam
zwycięstwo w pierwszych finałach z Utah. I tak dalej...
Przez ostatnie dwa lata też byłeś wspaniały. Przywróciłeś zainteresowanie
całej NBA i zapomnianej drużynie Washingtonu. Zapełniałeś trybuny wszędzie,
gdzie się pojawiałeś. Przed Twoim powrotem na mecze Wizards przychodziło
średnio 15 tys. widzów - przez ostatnie dwa lata - 20 tys. Ktoś to przemnożył
przez 82 mecze w ciągu dwóch lat i wyszło mu blisko 20 milionów dolarów zysku
na samych biletach.
Ale nie tylko o kasę chodzi. Jesteś najlepszym czterdziestolatkiem, jaki
kiedykolwiek grał w koszykówkę. Napsułeś sporo krwi młodym wilkom - Kobom,
T-Macom, Iversonom. Nie fruwasz tak jak kiedyś, ale i tak mobilizowałeś ich do
największego wysiłku. Grałeś mądrze, skutecznie i ofiarnie. W tym roku nie
opuściłeś ani jednego meczu - kto by pomyślał? Dwoiłeś się i troiłeś - cóż z
tego, skoro miałeś marnych kolegów.
I to jest właśnie druga strona medalu. Bo temu, drogi Michaelu, że miałeś
marnych kolegów, sam jesteś winien.
Kiedy przyszedłeś zarządzać Washington Wizards, drużyna była na dnie -
przepłaceni, podstarzali gracze (Ike Austin, Rod Strickland, Mitch Richmond i
Juwan Howard) i brak większych perspektyw na przyszłość. Szybko to
posprzątałeś - brawo! Co więcej, poszczęściło Ci się w losowaniu i miałeś do
dyspozycji pierwszy wybór w drafcie. Już wtedy wiedziałeś, że wracasz do NBA.
I Twój stary druh Jerry Krause, menedżer Chicago Bulls, złożył Ci propozycję
nie do odrzucenia: Elton Brand za Twój pick w drafcie. Brand, silny skrzydłowy
wybrany dwa lata wcześniej także z numerem pierwszym, był pewniakiem na 20
punktów i 10 zbiórek. Draft'2001 był wprawdzie pełen świetnie zapowiadających
się małolatów - ale wiadomo, że rozwój takiego nieopierzonego młokosa musi
potrwać przynajmniej kilka lat. Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu,
ale Ty nie przyjąłeś oferty. I Krause dogadał się z Clippersami. A Ty wybrałeś
w drafcie młokosa - Kwame Browna, który rozczarowuje Cię do dziś.
To nie koniec. Przed tym sezonem wymieniłeś
młodego Richarda Hamiltona, który dzielnie wspierał Cię w zeszłym roku, na
Jerrego Stackhouse'a - niby większą gwiazdę, ale grającą bardzo podobnie jak
Ty. Zatrudniłeś przereklamowanego Larry'ego Hughesa oraz dziadków - Charlesa
Oakleya i Bryona Russella. W Twoim zespole nie ma rozgrywającego, nie ma
specjalistów od rzutów za trzy punkty, nie ma podkoszowych twardzieli.
Widziały gały, co brały, Michaelu, więc nie ma co narzekać.
Gdzie dzisiaj jest Twoja drużyna? Wokół kogo ma być budowana jej przyszłość?
Stackhouse? Hughes? Kwame? Jared Jeffries? Brendan Haywood? Skoro dostawali
cięgi, mając u boku najwybitniejszego koszykarza w historii, to trudno
oczekiwać, że zaczną wygrywać, gdy Ciebie zabraknie. A szanse na wzmocnienie
drużyny dzięki wysokiemu wyborowi w drafcie masz maleńkie - bo dzięki Tobie
Wizards wygrali blisko 40 meczów. Po dwuletnim śnie o wielkości Wizards
wracają tam, gdzie ich miejsce - na dół tabeli. A Ty wrócisz zapewne za biurko
menedżerskie, więc będzie to znów Twój problem.
Ale żeby było jasne - jesteśmy Ci wdzięczni za te dwa lata. Cośmy Ci
pokibicowali i się emocjonowali przez ostatnie dwa lata - to nasze.
Michaelu Jeffreyu Jordanie, będziemy za Tobą tęsknić. Zresztą, kto Cię tam
wie. Choć zarzekasz się, że już nigdy, przenigdy do NBA nie wrócisz, może za
dwa-trzy lata znowu poczujesz to swoje stare "swędzenie" i postanowisz
udowodnić światu, że w wieku czterdziestu kilku lat też można znakomicie grać
w koszykówkę.
A zatem - do zobaczenia!
|
Sezon 2002/2003
|
Średnie z kariery
|
Minuty/mecz
|
37,2
|
38,3
|
Punkty/mecz
|
20,1
|
30,2
|
Zbiórki/mecz
|
6,0
|
6,2
|
Asysty/mecz
|
3,8
|
5,3
|
Przechwyty/mecz
|
1,5
|
2,3
|
Skuteczność
|
44,5%
|
49,7%
|
Kronika towarzyska
Jerry Krause, kontrowersyjny menedżer Chicago Bulls, zrezygnował z funkcji.
Przyczyna oficjalna to kłopoty ze zdrowiem, ale komentatorzy są zgodni, że
rezygnację wymusił właściciel klubu Jerry Reinsdorf. Następcą Krausego
zostanie prawdopodobnie John Paxson, były obrońca Bulls (ten, który w 1993 r.
zapewnił Bykom mistrzostwo rzutem za trzy punkty na sekundę przed końcem meczu
z Phoenix). Pomagać mu będzie inny były gracz Chicago BJ Armstrong.
Odziedziczą drużynę, która pięć ostatnich lat spędziła na dnie, ale która -
dzięki śmiałym decyzjom personalnym Krausego - ma szanse na wielkość.
Młodziutcy Eddie Curry, Tyson Chandler, Jamal Crawford i Jay Williams
potrzebują czasu i doświadczenia. Talentu mają w bród.
Kay Malone, żona Karla, zaczęła rozglądać się za kupnem domu w Los Angeles lub
w San Antonio. Czyżby po 18 latach Malone chciał opuścić Utah Jazz? Właściciel
Utah Larry Miller wściekł się: "To nieodpowiedzialne i nieuczciwe. To jak
rzucanie granatami w kolegów, w trenera, w całą drużynę, we mnie. Teraz nie
pora na to. Teraz powinniśmy się skoncentrować na playoffach". Malone się nie
przejmuje: "Nie mogę się doczekać lata, kiedy wreszcie będę mógł ogłosić
decyzję [czy zostaję, czy odchodzę - red.]".
Ricky Davis znów o włos od "triple-double". Zawodnik Cleveland, który przed
kilkoma tygodniami ośmieszył się przed całą NBA, walcząc desperacko o zdobycie
dziesiątej zbiórki, w nocy z soboty na niedzielę zdobył 37 punktów, 10 zbiórek
i 9 asyst. Zabrakło jednej asysty, ale Cleveland Cavaliers wygrali po dogrywce
z New York Knicks.
Nie tylko my kochamy Michaela Jordana. "W hołdzie dla twojej wielkości i w
podziękowaniu za wszystko, co zrobiłeś dla koszykówki - chcemy uhonorować cię
dzisiaj i zawiesić koszulkę z twoim numerem pod kopułą naszej hali. Nikt nigdy
nie zagra w barwach Miami Heat w koszulce z numerem 23. Jesteś najlepszy" -
powiedział trener Miami Pat Riley do Jordana. Nigdy wcześniej w historii NBA
nie zdarzyło się, żeby klub w ten sposób uhonorował zawodnika, który nie grał
w jego barwach.
Złota
myśl
"Dallas Mavericks to dobra drużyna, fajnie się ich ogląda, ale w ogóle nie
grają w obronie. Przypominają mi mnie" - Charles Barkley
A na deser - złota myśl roku! Ruben Patterson z Portland Trail Blazers,
którego przed tygodniem sprał na kwaśne jabłko kolega z drużyny Zach Randolph,
powiedział: "Wybaczam mu. Jest moim kolegą. Popełnił błąd, a ja nie mogę się
odegrać, zbić go czy coś takiego, no bo mam wyrok w zawieszeniu i miałbym
kłopoty".
autorzy:
Michał Rutkowski, Paweł Wujec
Copyright © 2003 jordan.probasket.pl Wszelkie prawa zastrzeżone.